Do Martiny Franki pojechałam, żeby się tam zgubić. Jej układ urbanistyczny podobno został właśnie po to zaprojektowany, przez mieszkańców Taranto, którzy uciekli po ataku na ich własne miasto, i kiedy projektowali nowe, postanowili, że tym razem zrobią to tak, żeby wróg podczas ataku nie mógł odnaleźć właściwej drogi. Toteż ulice Martiny Franki są rozrzucone bez ładu i składu, i nie ma tam żadnej logiki, a perspektywa ulic jest bardzo często dość dziwna.
Celu jednak nie osiągnęłam - jakkolwiek bym się nie próbowała zapuszczać w najbardziej zawikłane uliczki, zawsze lądowałam na głównym, katedralnym placu.
Pojęcia nie mam, skąd ten brak skuteczności - chyba po prostu miasto nie uznało mnie za wroga, dlatego nie zadziałało :)
Martina Franca jest ładna, chociaż barokowa ;-) A żeby się do niej dostać, miałam, jak zwykle, przygodę. Zaczepiłam po angielsku jakąś miłą kobietę, żeby zapytać, gdzie kupić bilet na autobus. Powiedziała, że nie rozumie, więc podziękowałam i poszłam dalej, żeby znaleźć kogoś innego, kto mi tej informacji udzieli, aż nagle zauważyłam, że ta pani mnie goni... I okazało się, że ona zna angielski, tyle, że nie ma okazji się nim posługiwać, toteż trochę czasu jej zajęło przetłumaczenie tego, co powiedziałam, na włoski. A że była osobą naprawdę pomocną, dogoniła mnie, ale zaraz zaczęłyśmy biec w przeciwnym kierunku, bo się okazało, że nasz autobus już jedzie. Później próbowała kupić w moim imieniu bilet u kierowcy, ale nie miał, więc dobrotliwie machnął ręką i wskazał mi siedzenie. I tak pojechałam do Martiny Franki. Na gapę.
Tym wpisem Tydzień w Apulii dobiega końca, toteż, żeby nie było, że nie było trulli, dodaję jeszcze zdjęcie tych dziwnych budowli. Legenda głosi, że powstały ze skąpstwa - w razie czego można było je łatwo rozebrać, a za niedokończone domy nie płaciło się podatku :) Słynące z nich Alberobello sobie odpuściłam, po pierwsze dlatego, że już w Ostuni poczułam powiew komercji i postanowiłam go unikać, a po drugie, po drodze zobaczyłam ich tyle (w Cisternino w trullo był nawet gabinet dentystyczny), że już wcale nie musiałam ich więcej oglądać.
A jeśli komuś po całym tygodniu jeszcze mało Apulii, zapraszam do tego archiwalnego wpisu o Lecce, który powie Wam, jak zwiedzić to miasto, nie ruszając się sprzed komputera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz