czwartek, 4 lutego 2016

Tydzień w Apulii. Dzień 5, Ostuni


W Ostuni, zwanym nie bez powodu Białym Miastem, miałam swoją kwaterę na kolejne trzy dni wyprawy. Okazało się ono zupełnie inne, niż te apulijskie miasta, które widziałam dotychczas. Nie znajdowało się nad samym morzem, tylko na wzgórzu, a ze stacji kolejowej trzeba było dostać się autobusem. 
Zamiast typowej romańskiej katedry, miało to oto cudo, stworzone przez piętnastowiecznego pasjonata zabawy cyrklem :)




I było pierwszym, i w zasadzie jedynym miejscem podczas tej wyprawy, które było turystyczne, w którym poczułam powiew komercji.


Ale i tak miało w sobie coś nieporównanie bardziej egzotycznego. Może dzięki kopułom kościołów, które były wyłożone kolorowymi płytkami. Czułam, że posuwam się na wschód. Pierwszy raz odniosłam to wrażenie w Bari, potem stawało się ono coraz bardziej intensywne, a apogeum osiągnęło w Lecce, gdzie idąc na pociąg, ujrzałam willę tak egzotyczną, że nie zrobiłam jej zdjęcia ze strachu, że zniknie :)


W Ostuni wszystko, co się tylko da, pomalowano na biało. No, prawie wszystko, bo znalazłam też takie różowe cudo. 


Ale zachodzące słońce i tak nadawało budynkom taki kolor, jaki mu się żywnie podobał, na przykład płonąco-pomarańczowo-złocisty :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz