poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Opowieści z mchu i paproci

Glendalough, widok ogólny
Istnieją niezliczone powody, żeby pojechać do Glendalough. Świetne trasy górskie. Wspaniałe zabytki. Czyste powietrze i cuda natury. I najważniejsze - bezpośredni autobus :)
Dlatego też o Glendalough napiszę więcej, niż raz. Jeden wpis, o białym szlaku po okolicznych górach już na was czeka TU. Dziś będzie o zabytkach i o pomarańczowej trasie, dzięki której możemy zobaczyć wiele z nich. Mapkę z trasami górskimi, która uwzględnia także położenie zabytków, można kupić w Visitor Centre obok parkingu, za jedyne 50 centów.
 Nazwa Glendalough oznacza dolinę między dwoma jeziorami, a mieszczące się w niej miasteczko monastyczne zostało założone w siódmym wieku przez świętego Kevina, za którym później pociągnęły rzesze naśladowców. Obecnie zachowane budynki są głównie jedenasto i dwunastowieczne, w stylu romańskim. Jako, że wszystkie są ładnie po polsku opisane na Wikipedii, nie będę przynudzać, opiszę tylko te, które jakoś szczególnie mi się podobają. 

Kościół św. Marii
Na początku musimy zboczyć z trasy trochę w prawo i przejść przez mostek, żeby zobaczyć Kuchnię Św. Kevina, katedrę i okrągłą wieżę. Mieści się tam też kilka mniejszych zabytków. 
Najbardziej charakterystycznym kościołem jest właśnie Kuchnia Św. Kevina, nazwana tak dzięki wieży, która przypomina komin. 

Kuchnia św. Kevina
Kuchnia św. Kevina, detal
Cmentarz w miasteczku monastycznym
Po obejrzeniu miasteczka wracamy na szlak, który prowadzi nas Jezioro Górne (Upper Lake). Po drodze mijamy bagniste tereny. 


Docieramy nad górne jezioro, nad którym mieści się taki oto kamienny okrąg, który służył niegdyś pielgrzymom.


Potem warto zboczyć kawałeczek, żeby zobaczyć Reefert Church. Odrobinę starszy i nieco uboższy, niż inne, jest jednak interesujący ze względu na położenie na uboczu, dzięki temu nie jest tak tłumnie odwiedzany, jak pozostałe zabytki. Przy odrobinie szczęścia można sobie w nim pobyć samemu, nawet w sezonie. 

Reefert Church
Reefert Church, detal pokazujący technikę budowy

Pomarańczowy szlak zacznie tu piąć się w górę, przy okazji pokazując nam piękny wodospad Poulanass, z przejrzystą, szmaragdową wodą. 

Wodospad Poulanass, dolna część
Górne partie wodospadu
Kiedy już wejdziemy na górę, skręcamy za szlakiem w lewo, przez most, aż w końcu droga zaprowadzi nas do takich widoków na Górne Jezioro:


Po chwili zobaczymy też z góry miasteczko monastyczne:



Teraz droga powoli zaczyna wieść z powrotem w dół, a tam czeka na nas kolejna atrakcja - wąską ścieżyną pomiędzy drzewami możemy się dostać do St Saviour's Church, który jest, moim zdaniem, najładniejszym kościołem Glendalough. Ma najciekawsze płaskorzeźby i detale architektoniczne, których na próżno szukać w bardziej znanych budynkach.

St Saviour's Church, widok ogólny
St Saviour's Church,prezbiterium
St Saviour's Church, detal
St Saviour's Church, widok prezbiterium z zewnątrz
Podsumowując:
Jechałam Autobusem św. Kevina. Bilet powrotny z Dublina to 20 euro, z Bray 15. Autobus w sezonie bywa zapchany, ale czasami jadą 2 lub 3, zabierają wszystkich. Trzeba jednak uważać, żeby się nie spóźnić, bo nie czekają na nikogo, i proszą, żeby dać znać, jeśli nie wraca się tego samego dnia. 

Trasa ma 8 kilometrów. Samo przejście pomarańczowego szlaku powinno zająć w przybliżeniu dwie godziny. Trzeba sobie dołożyć czas na nacieszenie się jeziorem, zabytkami, widokami, na odpoczynek. Cztery godziny na obejrzenie wszystkich opisanych rzeczy powinny wystarczyć, jeśli ktoś jest sprawny, i nie ma problemów z chodzeniem. 

Mapka, którą można kupić w Visitor Centre za 50 centów, jest, jak na Irlandię, dość dobra. Ogólnie, irlandzkie mapy dla turystów to koszmar, i kiedy pokłada się w nich nadmierne zaufanie, można się zgubić, i zostać w nocy zjedzonym przez dzikie zwierzęta. Ta jest w miarę bezpieczna, ale kościoły mogłyby być na niej lepiej oznakowane. Poza tym, takie mapy są zazwyczaj w Irlandii rozdawane bezpłatnie - tę można pobrać za darmo TU.

Zabytki: nie wszystkie są łatwo dostępne, nie do każdego kościoła prowadzą oficjalne ścieżki. Są takie, których jeszcze nie widziałam. Byłam tam już pięć razy, a ciągle mi się wydaje, że nic jeszcze o tym miejscu nie wiem. I dobrze. Będzie po co tam wracać.
 
St Saviour's Church, płaskorzeźby

2 komentarze:

  1. Hej Justynka! Super ten blog, czytałam parę wpisów a teraz będę komentować. Bardzo ładne zdjęcia. Sama robisz? I wgóle fajny pomysł, jak zechcę zwiedzać Irlandie to będę miała wskazówki. Powinna to czytac polska polonia na emigracji żeby wiedzieli co i gdzie zwiedzać!
    Bozena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, Dziękuję! Tak, zdjęcia sama robię, póki co, jakość jest różna, bo są z 2 różnych aparatów, i z 2 różnych komórek czasami... Czytaj, czytaj, może przyjedziesz w końcu :)

      Usuń