Ja to bardzo lubię, toteż zawsze, kiedy jestem na wakacjach, staram się sobie coś kupić. Coś lokalnego, albo chociaż krajowej produkcji. I czasami naprawdę udaje mi się natrafić na perfumy pachnące miejscem, w które pojechałam.
Inis jest produkowany kilka kilometrów od mojego domu. Często mijam fabryczkę Fragrances of Ireland, jadąc na jakąś wycieczkę. Pierwszy raz kupiłam go, kiedy jeszcze mieszkałam w Polsce - chciałam koniecznie mieć coś irlandzkiego. Bo Inis naprawdę pachnie Irlandią.
Przede wszystkim, jest wietrzny. Po odkorkowaniu flakonu miałam wrażenie, że z niego wieje i robi się chłodniej.
Nazwa Inis po irlandzku oznacza wyspę. I jak na wyspę przystało, pachnie morzem, wodą, wodorostami.
Są w nim też kwiaty.
I siedzi w nim nawet coś kościelnego, kadzidlanego. Coś, jakby kadzidło zapalone w potwornie zimnym, wietrznym kościele, nad brzegiem morza.
Inis jest zapachem świeżym, kolońskim, ale, jak na świeżaka, jest niesamowicie mocny i trwały. Nieraz zdarzyło mi się, podczas "przesiadki" z innych perfum, nim przeperfumować. To uczucie, że pachnę za mocno, trwało wtedy godzinami, nie pomagało nawet wystawienie się na irlandzki wiatr...
Dla kogo:
Dla niej i dla niego. Zdecydowanie częściej spotykany na dziewczynach, ale wąchałam go też na facecie, pachniał trochę inaczej, ale bardzo dobrze.
Zapach jest właściwie uniwersalny, sprawdzi się we wszystkich grupach wiekowych, nie potrafię sobie wyobrazić, że ktoś mógłby być za stary albo za młody na Inis, no, może dzieci.
Gdzie kupić:
W Irlandii można go dostać wszędzie, od lotniska po lokalną aptekę. Z zagranicy można zamówić na Fragrances os Ireland.
Cena:
Przystępna :) Zaczyna się już od 13 euro za pachnącą roletkę, do 38 euro za 100 ml.
Flakon na zdjęciu (100 ml) mam równe dwa lata. Pachnie ciągle tak samo dobrze, nie ubyła mi jeszcze nawet połowa, mimo że potrafię go używać przez długie miesiące.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz