środa, 25 listopada 2015

Ciemna strona mocy, czyli czego unikać w Toledo.

Toledo wita kwiatami :)
Trudno powiedzieć, czy polubiłam Toledo. Mam ambiwalentne odczucia. Bo były piękne zabytki. Rzeczy, jakich nigdy wcześniej nie widziałam. Miejsca, które zapadły mi naprawdę w pamięć. O wspaniałościach tego miasta pisałam już TUTAJ. I jak teraz oglądam zdjęcia, to są fantastyczne. Ale jak sięgnę do moich wspomnień, to nie jest już tak różowo. Wiele rzeczy mi się tam podobało, ale sama atmosfera miasta już nie bardzo. Toledo nie wydało mi się do końca przyjazne i wróciłam z niego wykończona. Robię więc listę rzeczy, których należy unikać.


Wieża Katedry, którą najlepiej oglądać z zewnątrz

1. WIEŻA KATEDRY
Zawsze, zastanawiając się, czy wejść na wieżę, czy nie, zakładałam, że nikt nie będzie na tyle bezczelny, żeby brać pieniądze za wejście na coś, z czego nie ma widoku. Niestety, myliłam się. 
Co było złe: po pierwsze, żeby kupić bilet, trzeba było stać dość długo w kolejce. Stojąc w niej, nie wiedziało się wcale, że jest jakieś wejście na wieżę, stało się po bilet do katedry. O możliwości wejścia na wieżę dowiedzieliśmy się, kiedy nadeszła nasza kolej, i na podjęcie decyzji, czy mamy na to czas, czy nie, zostało nam 3 sekundy. W końcu za nami stała kolejka co najmniej 20 osób i czekała. W październiku. Aż się boję pomyśleć, ile jest w sezonie. Ten tłum bierze się tam między innymi stąd, że kupowanie biletu jest obwarowane w niespotykane nigdzie indziej procedury, np. przy płaceniu kartą trzeba pokazać paszport... Po drugie: to nie jest po prostu tak, że przy wejściu stoi pan bileter i wpuszcza. O nie. Bilety są na godzinę i idzie się z przewodnikiem. O tym, że nasze wejście jest dopiero za 20 minut, (w październiku - ciekawe, ile to trwa latem) zostaliśmy poinformowani dopiero po dokonaniu płatności. Toledo to miejsce, do którego przyjeżdża się na jeden dzień z Madrytu i czas to pieniądz, osoby, które pracują w turystyce, powinny mieć tego świadomość, ale, jak widać, nie ma to miejsca w tym przypadku. Pani sprzedająca bilety powiedziała, że mamy czekać w wyznaczonym miejscu co najmniej pięć minut wcześniej, więc staliśmy tam 10 minut jak osły, bo przewodnik z kolei czekał 5 minut na spóźnialskich. 

"Widok" z wieży
Po trzecie, z kampanili toledańskiej katedry prawie nic nie widać. Chyba, że ktoś lubi dzwony. Nie ma tam czegoś takiego, jak taras widokowy, stoi się jakieś półtora metra od ścian, widok zasłaniają dzwony, krata i siatka. Szanse na to, że coś stamtąd zobaczymy, są słabe, a na zrobienie dobrego zdjęcia praktycznie zerowe. W dodatku, kiedy już stwierdzimy, że nic tam po nas, nie ma możliwości oderwania się od grupy. Na jednej z galeryjek po drodze trochę widać, na pocieszenie.


Z tej strony było trochę lepiej, przeszkadzają "tylko" kraty i siatka
Po czwarte, ta nieprzyjemność kosztowała nas majątek. Z niewiadomych przyczyn wejście na tę wieżę było o 40% droższe, niż na kampanilę katedry w Segovii. W Toledo można jeszcze wejść na co najmniej dwie wieże, znacznie niższe, ale lepsze, bo można z nich coś zobaczyć. Poza tym tam wejścia są w cenie biletów do kościołów.
A tu - Katedra plus wieża - zapłaciliśmy 22 euro, bo byliśmy we dwójkę. Tak na marginesie, ulotka z Katedry twierdzi, że ten bilet powinien kosztować 20 euro, a w rzeczywistości jest jakoś droższy...  Szczerze mówiąc, wolałabym chyba zgubić te pieniądze. Zaoszczędziłabym czas. 

"Widok pocieszenia"
 2. PYTANIE O DROGĘ
W Hiszpanii mało kto mówi po angielsku, więc zdarza się, że jesteśmy gdzieś kierowani, po czym, po chwili błądzenia, zamiast zabytku znajdujemy osobę, która mówi po angielsku. Mówi, że niestety, nie wie, gdzie jest to, czego szukamy. O Muzeum Wizygockie pytałam cztery osoby, nikt mi skutecznie nie pomógł, znalazłam je metodą chodzenia w kółko. Są też tacy, którzy przez pięć minut będą Wam tłumaczyć drogę do kościoła, do którego wcale nie chcecie iść, bo wiedzą, jak dojść, a do tamtego, do którego chcecie, drogi nie znają. Nie będzie łatwo przerwać taki monolog... Jest jednak rozwiązanie: pytać dziewczyny - one, nawet, jak nie wiedzą, to powiedzą, że nie wiedzą :) 

Widok z wieży El Sebastian
3. KIEROWANIE SIĘ ZNAKAMI. 

Oznakowanie jest wybiórcze i niekonsekwentne. Jedne zabytki są, innych nie ma. Cieszycie się, że jest drogowskaz do upragnionego muzeum? Przedwcześnie. Na następnym skrzyżowaniu już go nie będzie. Do wyboru zostanie pytanie o drogę (jak wyżej), oraz korzystanie z mapy, jeśli szczęśliwie jesteście w stanie się na niej odnaleźć - tzn. jeśli uda się Wam znaleźć jakąś nazwę ulicy, która widnieje i na mapie, i na budynku w rzeczywistości. Czasami miałam wrażenie, że to się wyklucza wzajemnie.

4. JEDZENIE W PIERWSZEJ LEPSZEJ RESTAURACJI NA PLAZA DE ZOCODOVER
No cóż, nie było czasu, żeby sprawdzić wcześniej na Tripadvisorze, gdzie zjeść, więc daliśmy się wciągnąć w pułapkę dla turystów. Kelnerki z uśmiechami przypominającymi raczej szczerzenie zębów przed pożarciem ofiary, ceny z kosmosu, jedzenie kiepskie - to znaczy jadalne, ale w Lidlu mają lepsze. Straciliśmy 13 euro na coś, co było warte mniej, niż 5. Zaglądam teraz na opinie z Google i Tripadvisora i widzę, że nie jestem sama - lokal załapał się na całe półtora gwiazdki na pięć możliwych, przy czym jedną gwiazdkę trzeba dać nawet, jeśli w głębi duszy ocenia się lokal ujemnie :) Opinie też są zbieżne z moją, na przykład: "ceny jak w Ritzu", "najgorsza restauracja, w jakiej dotychczas byłam w Hiszpanii", "sucha guma"... Ale najgorsza z tego wszystkiego była toaleta. W knajpie na jakieś 100 lub więcej osób, była AŻ jedna damska. Byłam tam około dwunastej w południe, żadne godziny szczytu, knajpa w 95% pusta, ale kiedy wyszłam, już ktoś czekał. O kolejce w godzinach szczytu wolę nie myśleć. Dobra w tej restauracji jest tylko lokalizacja. Omijać. 

Kto czyta Prosto za nosem regularnie, ten wie, że nie jestem malkontentem, narzekać w podróży nie lubię (bo w życiu to co innego), niestraszne mi karaluchy, deszcz, czy kurz w B&B, a to, że minął prawie rok odkąd prowadzę tego bloga i jest to pierwszy wpis, który jest jednoznacznie negatywny, to potwierdza. Ale jestem zdania, że jeśli zdarzają się jakieś nieprzyjemności, też trzeba o tym napisać. Choćby dlatego, żeby przestrzec innych. A jakoś w Toledo tych przykrych rzeczy było więcej, niż gdzie indziej. Nie oznacza to bynajmniej, że należy zrezygnować z wycieczki - Toledo jest jeszcze ciągle wystarczająco fajne, żeby wynagrodzić przykrości :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz