piątek, 15 czerwca 2018

Królowa irlandzkich gór

Carrauntoohill po prawej, Beenkeragh po lewej, pomiędzy nimi hardkorowa trasa :)
Nie spieszę się z takimi szczytami. Nie ciągnie mnie na nie bardziej, niż na inne, niższe i mniej znane. Daję sobie czas. Czekam na dobry moment. Góry to doceniają - tak przynajmniej było w tym przypadku. Cierpliwość się opłaciła. Zostałam pobłogosławiona najlepszą pogodą, jaką mogłam sobie wymarzyć.


Na początku wycieczki
Postanowiłam zrobić tzw. Coomloughra Horseshoe, pętlę, po drodze odwiedzając drugi najwyższy szczyt Irlandii, Beenkeragh (1010 m.), i trzeci najwyższy - Caher (1001 m.). Jest to dość wymagająca trasa, mierząca 12 kilometrów i mająca 1300 m. podejścia. Wysokości nabiera się szybko, od razu jest dość stromo, nad jeziorem, gdzie trasa się rozgałęzia, jest się już na 400 metrach.

Wchodzę na Caher, coraz więcej widoków
Tam skręciłam w prawo, szłam najpierw na Caher. Idzie się łatwo, tylko przy przejściu z pierwszego szczytu na Caher ścieżka wiedzie pół metra od krawędzi klifu. W przypadku silnego wiatru warto odbić trochę w prawo i iść mniej komfortowo, ale bezpieczniej. Mi nic nie groziło, bo warunki miałam cieplarniane, nie było w ogóle żadnego wiatru. Stamtąd na Caher i na sam Carrauntoohill idzie się już całkiem spokojnie. Jest wprawdzie wariant ścieżki, która też biegnie blisko przepaści, więc podczas mgły trzeba by uważać i trzymać się raczej niższej, południowej wersji, niż wyższej, północnej, ale zbocze stanowi samo w sobie naturalny bufor i ryzyko upadku w przepaść jest mniejsze.


Jej wysokość Carrauntoohill w całej okazałości
Tymczasem na dole taka ciekawa rzeźba terenu
A oto Caher
Już prawie na szczycie ;)
Carrauntoohill jest naprawdę przepięknym szczytem, a otaczają go inne, równie urodziwe. Pasmo MacGillicuddy's Reeks uwiodło mnie na tyle, że poważnie rozważałam zboczenie w tamtą stronę i zejście do Killarney, jednak zostałam przy pierwotnym planie, bo byłam osłabiona antybiotykiem, a na lewej dłoni miałam trzy szwy, które pulsowały przy każdym wysiłku. 

MacGillicuddy's Reeks piękne, jak samo niebo...
Tymczasem widok na południowy zachód też niczego sobie
Caher
Postanowiłam, że jeszcze tam wrócę, i tyle, skręciłam w stronę Beenkeragh. Z daleka wyglądało to niewinnie – grzbiet nie wydawał się stromy, góra owszem, tak, ale łudziłam się, że będzie tam jakaś komfortowa ścieżka, która poprowadzi mnie łagodniejszą stroną. Miałam wrażenie, że lepiej będzie iść po zachodniej stronie, gdzie zbocze góry jest mniej strome, jednak kilka razy utknęłam tam między kamulcami i ciągle lądowałam na potwornie wyeksponowanej ścieżce po stronie wschodniej. Nie chciałabym się tam znaleźć podczas silnego wiatru. No, ale przynajmniej dało się tamtędy iść, często-gęsto wspomagając się rękami. Była to wspaniała przygoda, niemniej, szwy na dłoni trochę przeszkadzały. Byłam wdzięczna sama sobie, że chodziłam na ścianę do boulderingu, bo mniej więcej wiedziałam, co zrobić ze swoim ciałem, żeby wyeliminować ryzyko upadku. Tak, że ten – nie idźcie tamtędy przy silnym wietrze, bo może być niebezpiecznie.

Superstromy Beenkeragh
Carrauntoohill ze szczytu Beenkeragh, ostry grzbiet już przebyty :)
Kilka dni przed moim wejściem na Carrauntuohill zginął turysta z Kanady. Około trzydziestoletni mężczyzna spadł z wysokości 100 metrów. Jego narzeczona czekała z nim na Mountain Rescue, jednak ratownikom pozostało jedynie stwierdzić zgon i przetransportować zwłoki na dół. Warunki nie były wtedy dobre, widoczność była bardzo zła.
Przepaście i widoki
Idąc, wypatrywałam więc niebezpieczeństw. Nie trzeba było się długo rozglądać! Jest stromo, a kamienie, po których się idzie, nie zawsze stabilnie trzymają się podłoża i trzeba je najpierw kopać, albo próbować wyrwać, zanim powiesi się na nich ciężar własnego ciała. Kolejna rzecz to równowaga: bardzo ważne jest, żeby dobrze zapakować plecak, najcięższe rzeczy załadować jak najbliżej pleców i nie dopuścić do tego, żeby coś się w nim przemieszczało. Ciasno i dobrze zapakowany plecak musi siedzieć na plecach równie ciasno, nie może dyndać. Trzecia rzecz:śliskie kamienie. Na kamieniach żyje tam mnóstwo porostów, niektóre z nich potrafią być śliskie, nawet, jeśli są suche. No i po czwarte – wiatr.

Stromizny i więcej przepaści :)
Mierzący zaledwie 1040 m. (inne źródła podają, że 1038) Carrantuohill łatwo zignorować. To tylko kilkanaście metrów więcej, niż Szyndzielnia! Wydaje się, że to nic. I między innymi dlatego są tam liczne wypadki. Nierzadko śmiertelne. Warto więc (za każdym razem, nie tylko w tym przypadku) zadać sobie jedno pytanie: czego NAPRAWDĘ można się tam spodziewać? I koniecznie sprawdzić prędkość wiatru. Wtedy będziecie mogli rozkoszować się jednymi z najwspanialszych widoków na świecie. Oby się Wam trafiła taka sama pogoda, jak mi!


Pozdrowienia z trasy!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz