sobota, 17 marca 2018

Mierz nisko, a dostaniesz wszystko!

Widok z Diamond Hill
"Miałem napisać wypracowanie o tym, kim chciałbym zostać, jak dorosnę. Wprawdzie pani w szkole powiedziała, że w swoich aspiracjach powinniśmy sięgać jak najwyżej, ja napisałem jednak, że chciałbym być bezrobotnym. Bo bezrobotni całymi dniami siedzą na rynku i piją piwo, i są zawsze zadowoleni, a kiedy tatuś idzie rano do pracy, to wiąże krawat, jakby chciał się na nim powiesić, i pokazuje sobie język w lustrze."*
Bohumil Hrabal, "Taka piękna żałoba"
No, a jak to jest z ambicją w górach?

Widok z Wielkiego Sugarloafa
Pamiętam jak dziś, jak zrobiłam swoje pierwsze, i na razie jedyne, podejście do Glencoaghan Horseshoe w Connemarze. Miałam świadomość, że może się to nie udać, bo z pogodą na dwoje babka wróżyła, byłam po przeziębieniu i ciągle męczyła mnie lekka gorączka, a w dodatku nie bardzo miałam co na siebie włożyć, bo tak się akurat nieszczęśliwie stało, że lwia część moich górskich ubrań właśnie zakończyła żywot. Ale nic, zaplanowałam, najlepiej jak umiałam, i poszłam.

Widok z Diamond Hill
W autobusie spotkałam znajomą dziewczynę z Francji, z którą jechałam dzień wcześniej innym autobusem. Chciała na chwilę pożyczyć mapę. Jeszcze nigdy nie była w Connemarze, więc poleciłam jej wejście na Diamond Hill z Letterfrack, niezbyt forsowne, ale nieziemsko efektowne, a sama poszłam tam, gdzie miałam pójść.

"Widok" z Benglenisky...
Już na Benlettery nie było nic widać, a pogoda różniła się od tej na dole o tyle, o ile różnić się może od siebie pogoda na dwóch różnych kontynentach. Zatrzymałam się dwa razy, na trzy minuty, raz, żeby wyciągnąć kompas, a drugi raz, żeby zrobić zdjęcia tego, co mnie otacza. Za każdym razem po chwili zaczynałam się trząść i miałam świadomość, że postój na jedzenie to w tych warunkach to za duże ryzyko, więc już na Benglenisky zawróciłam i zeszłam na dół, gdzie zrobiłam sobie wreszcie piknik i wysuszyłam ciuchy (na dole, rzecz jasna, mogłam już spokojnie opalać się w krótkim rękawie, chociaż był październik). Kiedy wróciłam do Galway, spotkałam dziewczynę z Francji. Zapytałam, jak wycieczka na Diamond Hill. "Super", powiedziała, "piękne widoki". "A zmokłaś?" - zapytałam. "Nie, było ładnie, świeciło słońce". No tak...
Cieplarniane warunki u stóp Benlettery...
I nie mówię tutaj, że moja wyprawa była zła. Weszłam wtedy na dwa nowe szczyty, osiągając tym samym liczbę czterdziestu, które zdobyłam w Irlandii. Niemniej nasunęła mi się jedna myśl: Moje najlepsze wyprawy w Irlandii to były góry niskie. Toteż poniżej taki mały ranking i krótkie podsumowanie moich ulubieńców :) Nazwy prowadzą do obszerniejszych tekstów o tych szczytach.


Slieve Foye
1. Slieve Foye w hrabstwie Louth. To mój absolutny numer jeden. Tylko 588 metrów, a tyle radości! Złapała mnie tam wprawdzie śnieżyca, niemniej zaraz potem było widać wyspę Man, i, rzecz jasna, całą panoramę gór Mourne. A na dole czekało przepiękne miasteczko Carlingford, z trzema zamkami.

Twelve Bens, widok z Diamond Hill
2. Diamond Hill (zaledwie 442m), właśnie w Connemarze, z powalającymi widokami na dziesiątki mniejszych i większych wysp na oceanie, wpadającą do wody Tully Mountain, z drugiej strony na Twelve Bens, i co więcej - na Kylemore Abbey, które moim zdaniem wygląda stamtąd o wiele lepiej, niż z bliska.

Wielki Sugarloaf widziany z Małego Sugarloafa
3. Mały (342m) i duży (501m) Sugarloaf, county Wicklow. Zdania, z którego widok jest lepszy, są podzielone. Z małego w końcu widać dużego, który jest bardzo ładną górą i częściej udaje się zobaczyć Walię. A jakby tego było jeszcze mało, niedawno dowiedziałam się  jeszcze, że Mały Sugarloaf był pierwszym szczytem zdobytym przez himalaistę Chrisa Bonningtona, i od tej informacji góra jakby trochę urosła :)

Fancy Mountain, widok z Wicklow Way
4. Luggala, czyli Fancy Mountain, 595 metrów, góra, która jest tak śliczna z dołu, że nawet nie trzeba na nią wchodzić :)

Belfast widziany z Cave Hill
5. Cave Hill nieopodal Belfastu, Irlandia Północna, 370 metrów, z pięknym widokiem na całą zatokę, Belfast, i okolice, a niedaleko zamek i zoo.

Greystones ze szczytu Bray Head
6. Bray Head! Tylko 241 metrów. Bardzo popularny i łatwy szczyt, toteż niestety dużo na nim śmieci. Na szczęście większość turystów idzie tylko do krzyża, więc trasa na właściwy szczyt jest już o wiele mniej uczęszczana. Tyle, że jest to farma, i trzeba uważać, czy się byki nie pasą :)

Widok z Hen Mountain
7. Hen Mountain w Górach Mourne w Irlandii Północnej, piękne skały na szczycie i super widoki. Moim zdaniem, lepsze, niż ze Slieve Donard, najwyższego szczytu Irlandii Północnej. A w porównaniu z hordami ciągnących na Donarda turystów, Hen Mountain jest naprawdę niszowa, taka off the beaten track :)

No to w drogę!

* Cytat z Hrabala przytoczony z pamięci po 20 latach od przeczytania książki, może być więc niewierny, baaardzo :)

1 komentarz:

  1. Hej. Jak sie przeprowadze kiedys do Irlandii to zaczne chodzic po tych gorach wg Twojego bloga!

    OdpowiedzUsuń