To był ostatni dzień naszego trzydniowego wyjazdu. Wieczorem mieliśmy już powrotny lot, program wycieczki został zrealizowany, więc mogliśmy wrzucić na pełen luz. Wynajęliśmy samochód i pojechaliśmy sobie od tak, do Frigiliany, decydując się jeszcze ni z tego, ni z owego, że pójdziemy tam w góry. Zamiast mapy posługiwaliśmy się zrzutami ekranu jakiejś strony internetowej z opisem trasy i zdjęciem, które zrobiliśmy broszurze turystycznej. Można? Jak widać, można.
I jak sobie tak o tym pomyślę, to był chyba najlepszy dzień. Już sama jazda samochodem dostarczyła nam przyjemności, a to był dopiero początek.
Miasteczko było białe i słodkie, ale szybko z niego uciekliśmy w góry.
Niewysoki szczyt nazywał się Cruz de Felix, a opis trasy i wskazówki można znaleźć tu. (Kiedy teraz na to patrzę, mam wrażenie, że jednak poszliśmy inaczej, niż pokazuje to mapka, bo w efekcie załapaliśmy się na wizytę w nowej części Frigiliany, ale to nie szkodzi, koniec końców był to nasz dzień wielkiego luzu i mieliśmy prawo iść inaczej, niż jest napisane w książce).
Wzniesienie było niewielkie, więc przy małym wysiłku można było podziwiać wspaniałe widoki.
Widać było między innymi samą Frigilianę, ale i nadmorską Nerję.
Oczywiście, widać było też góry.
Trasa była nawet jakby oznakowana, wystarczyło patrzeć pod nogi. Co jakiś czas napotykaliśmy tę niebieską i czerwoną kropkę.
Po kilku godzinach naszym oczom znów ukazała się Frigiliana i jej arcyciekawy stadion :)
Ponowne znalezienie się w mieście jeszcze trochę nam zajęło, ale zobaczyliśmy po drodze dużo ciekawych rzeczy.
Aż w końcu wkroczyliśmy do miasta od jego nowej strony.
Starczyło nam jeszcze czasu na obiad i szybki spacer po miasteczku.
Trochę zazdrościliśmy kotom, które tego dnia nie miały żadnego samolotu do złapania i mogły spokojnie wylegiwać się na ławce.
Tymczasem my wsiedliśmy do auta i fruuu na lotnisko. Właściwie samej Frigiliany widzieliśmy bardzo mało, udało nam się wprawdzie zahaczyć o kościół i zobaczyć zabytkową fontannę, niemniej miasto pozostało trochę nieodkryte, zwłaszcza nie odwiedzone przez nas ruiny zamku na wzgórzu pozostawiły pewien niedosyt, ale co tam - można tam kiedyś przecież wrócić, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz