piątek, 2 grudnia 2016

Klejnot wśród gór


Widok z Diamond Hill na zatokę
Connemara zawsze znajdowała się na mojej liście marzeń, zawsze jednak też wydawała się zbyt daleko na weekend, a zbyt blisko na urlop. W tym roku jednak coś się zmieniło. Może byłam bardziej uparta, może bardziej zdeterminowana, bardziej skłonna, żeby wydać pieniądze na noclegi i wstać o 5 rano, kiedy trzeba. 


Widok na Twelve Bens
Nie pożałowałam. Wręcz przeciwnie - wiem, że to był tylko pierwszy raz, będąc tam, zrobiłam tysiąc obietnic tysiącom gór, że na nie wejdę, i to wkrótce. 

Benbaun, Benbrack i Knockbrack, czyli tam, gdzie pójdę następnym razem :)
Zaczęłam niby skromnie, ale jednak na bogato, bo w końcu Diamond Hill to klejnot, chociaż ma niewiele ponad 440 metrów (konkretne wersje się różnią), a na szczyt idzie się tylko dwie godziny z Letterfrack. Widać z niego cuda. A to przecież właśnie tak, jak lubię - mały wysiłek i imponujący efekt, a nie na odwrót :)
 
Diamond Hill, szczyt
Jeszcze jeden widok na zatokę, w jedną...

...i w drugą stronę.

I o ile zazwyczaj idąc takimi trasami ryzykuje się spotkania z niedzielnymi turystami, ludźmi, którzy głupio zachowują się na szlakach, rzucają pety na ziemię, słuchają 'muzyki' na smartfonach i wrzeszczą, tam, mimo tego, że trasa była uczęszczana, ludzie byli rozsądni i sympatyczni. 


Już bardzo blisko...
Coraz bliżej...

A za nami przebyta już droga.

Ale ciągle spoglądamy na zatokę, Atlantyk, i piękną Tully Mountain w tle (tak, tam też kiedyś pójdę)!

Aż nagle, ze szczytu, rozpościera się widok na Kylemore Abbey i górującą nad nim Doughruagh, na którą też planuję wejść.

Kylemore Abbey to jeden z najbardziej ikonicznych zabytków Irlandii, a Diamond Hill zapewnia niezapomniany widok tego miejsca.

Można też spojrzeć w kierunku Roundstone

Ale wyrzeźbiony przez rzekę pejzaż w kształcie zielonej, chaotycznie pikowanej kołdry bardziej przyciąga wzrok :)

Wystający zza innych gór czubek Mweelrea Mountain też nęci

I tak można kręcić się w kółko oglądając widoki.
A teraz  parę słów o tym, jak to zrobić:
SKĄD?
Z Letterfrack. Nie potrzebujecie auta, jedzie tam autobus Citylink z Galway.

Jednokierunkowa :)

KTÓRĘDY? 
Jak wysiądziecie, górę będzie widać. Startuje się z Visitor Centre, które jest nad kościołem, szlak zaczyna się przy placu zabaw, wszystko jest dobrze oznakowane. W pewnym momencie droga robi się jednokierunkowa. Przy zejściu w dół można wydłużyć sobie trasę odbijając w lewo, jest to ładne i warto. 

Ciekawy wystrój w The Logde...

GDZIE JEŚĆ? 
Na głównej w Letterfrack jest parę knajp, ja jednak postanowiłam zejść z tejże ulicy i trafiłam do The Lodge. Wystrój był super, i jak tylko weszłam, od razu mi się spodobało. Trochę mi mina zrzedła, kiedy zobaczyłam ceny, ale pomyślałam, co tam, raz mogę zjeść drożej. Po czym, z czystego skąpstwa, zdecydowałam się jednak na o połowę tańszą porcję dla dzieci, co właściwie uratowało mi życie, bo najpierw przyniesiono mi jako przystawkę chleb z kawałkami pomarańczy w środku, który był tak pyszny, że zjadłam cały, chociaż ostatnia kromka to była już na deser. A potem wjechała lasagne warzywna z frytkami, tak wielka, że jeśli miała to być porcja dziecięca, to chyba dla małego słonia. Tak więc najadłam się pysznych rzeczy tanim kosztem, i gdybym się zdecydowała na porcję dla dorosłego, to chyba bym pękła :) To miejsce ma też coś w rodzaju hostelu i strasznie chciałabym w nim kiedyś spać. 


...i dziecięca lasagne z frytkami.
A tu już na dole, nad zatoką.

Co jeszcze można zrobić w Letterfrack, kiedy już się zejdzie z góry? Niestety, ta miejscowość to jedna z czarnych plam na irlandzkiej historii. Mieściła się tam bowiem St Joseph's Industrial School, szkoła przemysłowa, pozostałością której jest teraz... przyszkolny cmentarz z ponad siedemdziesięcioma tabliczkami upamiętniającymi chłopców w wieku od 9 do 15 lat, którzy tam zmarli. Smutne i straszne miejsce. Nie sposób tego nie zauważyć, wejście na cmentarz wiedzie tuż przy szlaku, a ponura bryła budynku szkoły, w której teraz mieści się kampus Galway-Mayo Institute of Technology, góruje nad wszystkimi innymi zabudowaniami Letterfrack. Wiedziałam o tym, zanim tam pojechałam, niemniej zobaczenie tego na własne oczy i tak mną wstrząsnęło. Pozostaje tylko podziwiać obecnych mieszkańców, którzy potrafią żyć w cieniu tej tragedii, odważnie stawiając jej czoła. 
Byłam tam połowie września i od tego czasu zastanawiałam się, jak napisać ten post, czy współistnienie piękna gór, smaku lasagne z frytkami i tragedii szkoły przemysłowej w jednym tekście ma rację bytu. Doszłam jednak do wniosku, że to jest właśnie Letterfrack, wszystko, co się tam wydarzyło, i to, co dzieje się tam teraz, musiało znaleźć w tym tekście swoje miejsce, tak, jak musiało je znaleźć w tej miejscowości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz