Widok z Diamond Hill na zatokę |
Widok na Twelve Bens |
Benbaun, Benbrack i Knockbrack, czyli tam, gdzie pójdę następnym razem :) |
Diamond Hill, szczyt |
Jeszcze jeden widok na zatokę, w jedną... |
...i w drugą stronę. |
I o ile zazwyczaj idąc takimi trasami ryzykuje się spotkania z niedzielnymi turystami, ludźmi, którzy głupio zachowują się na szlakach, rzucają pety na ziemię, słuchają 'muzyki' na smartfonach i wrzeszczą, tam, mimo tego, że trasa była uczęszczana, ludzie byli rozsądni i sympatyczni.
Już bardzo blisko... |
Coraz bliżej... |
A za nami przebyta już droga. |
Ale ciągle spoglądamy na zatokę, Atlantyk, i piękną Tully Mountain w tle (tak, tam też kiedyś pójdę)! |
Aż nagle, ze szczytu, rozpościera się widok na Kylemore Abbey i górującą nad nim Doughruagh, na którą też planuję wejść. |
Kylemore Abbey to jeden z najbardziej ikonicznych zabytków Irlandii, a Diamond Hill zapewnia niezapomniany widok tego miejsca. |
Można też spojrzeć w kierunku Roundstone |
Ale wyrzeźbiony przez rzekę pejzaż w kształcie zielonej, chaotycznie pikowanej kołdry bardziej przyciąga wzrok :) |
Wystający zza innych gór czubek Mweelrea Mountain też nęci |
I tak można kręcić się w kółko oglądając widoki. |
SKĄD?
Z Letterfrack. Nie potrzebujecie auta, jedzie tam autobus Citylink z Galway.
Jednokierunkowa :) |
KTÓRĘDY?
Jak wysiądziecie, górę będzie widać. Startuje się z Visitor Centre, które jest nad kościołem, szlak zaczyna się przy placu zabaw, wszystko jest dobrze oznakowane. W pewnym momencie droga robi się jednokierunkowa. Przy zejściu w dół można wydłużyć sobie trasę odbijając w lewo, jest to ładne i warto.
Ciekawy wystrój w The Logde... |
GDZIE JEŚĆ?
Na głównej w Letterfrack jest parę knajp, ja jednak postanowiłam zejść z tejże ulicy i trafiłam do The Lodge. Wystrój był super, i jak tylko weszłam, od razu mi się spodobało. Trochę mi mina zrzedła, kiedy zobaczyłam ceny, ale pomyślałam, co tam, raz mogę zjeść drożej. Po czym, z czystego skąpstwa, zdecydowałam się jednak na o połowę tańszą porcję dla dzieci, co właściwie uratowało mi życie, bo najpierw przyniesiono mi jako przystawkę chleb z kawałkami pomarańczy w środku, który był tak pyszny, że zjadłam cały, chociaż ostatnia kromka to była już na deser. A potem wjechała lasagne warzywna z frytkami, tak wielka, że jeśli miała to być porcja dziecięca, to chyba dla małego słonia. Tak więc najadłam się pysznych rzeczy tanim kosztem, i gdybym się zdecydowała na porcję dla dorosłego, to chyba bym pękła :) To miejsce ma też coś w rodzaju hostelu i strasznie chciałabym w nim kiedyś spać.
...i dziecięca lasagne z frytkami. |
A tu już na dole, nad zatoką. |
Co jeszcze można zrobić w Letterfrack, kiedy już się zejdzie z góry? Niestety, ta miejscowość to jedna z czarnych plam na irlandzkiej historii. Mieściła się tam bowiem St Joseph's Industrial School, szkoła przemysłowa, pozostałością której jest teraz... przyszkolny cmentarz z ponad siedemdziesięcioma tabliczkami upamiętniającymi chłopców w wieku od 9 do 15 lat, którzy tam zmarli. Smutne i straszne miejsce. Nie sposób tego nie zauważyć, wejście na cmentarz wiedzie tuż przy szlaku, a ponura bryła budynku szkoły, w której teraz mieści się kampus Galway-Mayo Institute of Technology, góruje nad wszystkimi innymi zabudowaniami Letterfrack. Wiedziałam o tym, zanim tam pojechałam, niemniej zobaczenie tego na własne oczy i tak mną wstrząsnęło. Pozostaje tylko podziwiać obecnych mieszkańców, którzy potrafią żyć w cieniu tej tragedii, odważnie stawiając jej czoła.
Byłam tam połowie września i od tego czasu zastanawiałam się, jak napisać ten post, czy współistnienie piękna gór, smaku lasagne z frytkami i tragedii szkoły przemysłowej w jednym tekście ma rację bytu. Doszłam jednak do wniosku, że to jest właśnie Letterfrack, wszystko, co się tam wydarzyło, i to, co dzieje się tam teraz, musiało znaleźć w tym tekście swoje miejsce, tak, jak musiało je znaleźć w tej miejscowości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz