poniedziałek, 23 września 2019

Słynne ostatnie słowa, czyli czego nie mówić, żeby przeżyć w górach w Irlandii

Gdzieś w Connemarze...
W irlandzkich górach co roku ginie około dwudziestu osób. Początek września przyniósł dwie ofiary śmiertelne w ciągu tygodnia. I chociaż w większości, wbrew temu, co się powszechnie sądzi, żadna z tych ofiar nie była sama sobie winna, tylko po prostu zachorowała, albo miała najzwyczajniejszego w świecie pecha, to jak słyszę niektóre opinie, mam wrażenie, że pechowi można jednak bardzo łatwo pomóc... Teksty, które przytaczam poniżej, są autentyczne, usłyszałam je wszystkie z wyjątkiem piątego, niektóre kilkakrotnie, w ciągu kilku lat. Postanowiłam więc obalić kilka mitów i wyjaśnić parę niebezpieczeństw.

Twelwe Bens widziane z Maumturków. Mają zaledwie po 700 metrów...
1. "W Irlandii nie ma gór, tylko pagórki"
Nie wiem, czemu to stwierdzenie miałoby właściwie służyć. Definicji góry jest wiele, a jedna jest bardziej absurdalna od drugiej. A przecież upadek ze zaledwie sześciusetmetrowego klifu jest tak samo śmiercionośny, jak z tysiącmetrowego. Ani stojąc pod Carauntuohillem, ani pod Mweelrea nie mam wątpliwości, że są to góry, i to w dodatku takie, które potrafią być śmiertelnie niebezpieczne. Niestety, statystyki to potwierdzają. A gdyby tak przyjąć za czynnik decydujący o tym, czy coś jest górą, a coś nie, skalę trudności wejścia? Wtedy mogłoby się okazać, że nieoszlakowany Benbaun mierzący 729 metrów, na którym trzeba znać podstawy nawigacji, żeby się na nim nie zgubić, i na którym trzeba raz po raz podnosić nogi na wysokość klatki piersiowej, bo nie zawsze jest tam ścieżka, jest górą, a mierzące ponad 1500 metrów El Cielo w Andaluzji, na które prowadzi wygodna, oznakowana ścieżka, po której przejdzie nawet dziecko, jednak górą nie jest ;) Podaję przykład andaluzyjski, bo tam to właśnie usłyszałam. Od turystki, która wybierała się na coś, co miało 980 metrów... Szlakiem... Z przewodnikiem... Uczciłam to minutą ciszy ;)

Po prawej Carrauntuohill, po lewej Benkeeragh. Stromo jest...
2. "Weszłam na Babią Górę, która ma 1725 metrów, to wejdę i na Carrauntuohill, przecież ma tylko 1040"
Człowiek nauczył się mierzyć wzniesienia, podając liczbę metrów nad poziomem morza, i jest to przyczyną wielu nieporozumień, które mogą w efekcie okazać się niebezpieczne. Irlandzkie "pagórki" potrafią mierzyć do 1000 metrów nad poziomem morza, a że większość znajduje się blisko wybrzeża, potrafi to dać wysokość względną ponad 900 metrów. Jeśli porównamy to z podejściem na Kasprowy Wierch z Kuźnic, to jest praktycznie to samo.

Wejście na mierzący niewiele ponad 600 metrów Slievemore zaczyna się na plaży.
3. "Ale czy tam nie pada?"
Na tym, muszę przyznać, przejechałam się sama. No cóż, każdy był kiedyś początkujący, i nikt nie jest doskonały ;) Wychodząc, sprawdziłam deszcz (miał być niewielki), ale nie sprawdziłam wiatru. Ten zaś wiał z prędkością 15 metrów na sekundę. Na szczycie musiałam iść na czworakach. Moją ulubioną czapkę zwiało w przepaść, a zamiast deszczu spadł grad, który niesiony z tym wiatrem właśnie z taką prędkością trafił mnie w oko. Nic się nie stało (mam chyba oczy z tytaniu...), ale musiałam swoje przeboleć. Wiatr w Irlandii jest bardzo niebezpieczny, nawet, jeśli kontrujecie go pracą ciała, bo kiedy na chwilę ustaje, może potem w ułamku sekundy zaskoczyć i wtedy od razu traci się równowagę.
Na początku trudno przełożyć tę abstrakcyjna liczba oznaczająca prędkość wiatru na to, co niesie ona ze sobą w rzeczywistości, ale człowiek się tego zadziwiająco szybko uczy :) Warto popatrzeć, jak biegnie trasa, i zastanowić się, czy w przypadku chwilowej utraty kontaktu z podłożem będziecie bezpieczni. Jeśli trochę odlecicie na rozległym, prawie płaskim zboczu, nic poważnego się raczej nie stanie. Jeśli obok będzie klif, to sami wiecie... Jeśli będziecie mogli, idąc po szerokim, płaskim terenie, kontrować podmuchy wiatru pracą ciała, dojdziecie. Jeżeli na trasie są wąskie pokłady kolejowe, wiatr zrzuci was z tego pokładu. Nie wiadomo, z jak wysoka i na co spadniecie. Ryzyko złamania nogi jest bardzo duże.

Piękny Ben Lugmore w zimowej odsłonie
4. "Czy szlaki w Irlandii są dobrze oznakowane?"
To właściwie było doskonale zadane pytanie, bo osoba pytająca dowiedziała się od razu, jak jest naprawdę...
Jakie szlaki, do jasnej Anielki? Chodząc tyle lat po górach Irlandii, żadnych nie zauważyłam...
Zakładanie, że w górach gdzie indziej jest tak samo, jak w górach u nas, jest chyba najbardziej niebezpieczną pułapką. Bo każdy to nieświadomie robi i trudno się od tego uwolnić. A tymczasem góry są różne. W IRLANDII, na przykład, SZLAKÓW W NASZYM ROZUMIENIU TEGO SŁOWA NIE MA PRAWIE WCALE. Są trzy rodzaje znakowanych dróg: tzw. National Loops (hmm... pętle narodowe? w tłumaczeniu brzmi złowieszczo...), które są z reguły mniej lub bardziej skromnymi trasami dla niedoświadczonych turystów i z reguly nie prowadzą na żadne szczyty, trasy długodystansowe, takie, jak Kerry Way czy Wicklow Way, które potrafią mierzyć po kilkaset kilometrów, z których wiele pokonuje się po asfalcie, i też rzadko kiedy prowadzą przez jakieś szczyty. A potem są jeszcze trasy w lasach Coillte Ireland, które są jeszcze mniej ambitne niż National Loops, i nadają się bardziej dla emerytów i rodzin z małymi dziećmi. Nie mają żadnych zamiarów prowadzić na szczyty, nawet, jak te szczyty mierzą 200 metrów, jest z nich waspaniały widok, a trasa przechodzi 50 metrów od nich. Są takie łańcuchy górskie, w których nie ma nawet prawie żadnych ścieżek, oprócz tych, które wydeptały owce. Jeśli w Irlandii naprawdę chcecie się gdzieś wspiąć, UMIEJĘTNOŚĆ KORZYSTANIA Z KOMPASU I MAPY, CHODZENIE NA AZYMUT I INNE TECHNIKI NAWIGACJI TO NAPRAWDĘ PODSTAWA. Zwłaszcza, że często pojawia się gęsta mgła, w której trzeba się odnaleźć. Może to brzmi trochę strasznie dla kogoś, kto tego nigdy nie robił, ale można się tego całkiem szybko nauczyć. Nie taki diabeł straszny, jak go malują :)

Widok z Devilsmother, klify i urwiska :)
5. "Mam doświadczenie w Alpach"
To fajnie, a ja w ubezpieczeniach. Tylko co z tego? Każde góry są inne, a niektóre baaaardzo się między sobą różnią. Doświadczenie w innych, wyższych górach potrafi dać fałszywe poczucie bezpieczeństwa i w efekcie doprowadzić do wypadku. Gość, który to powiedział, poszedł bez mapy i kompasu na Bangor Trail. Zgubił się. Co więcej, udało mu się tego dokonać przy doskonałej widoczności... O 22 znalazł zasięg i zadzwonił do kierowczyni autobusu, która przywiozła go na szlak. Ona wzięła swojego ojca i razem poszli go szukać. Znaleźli go o pierwszej w nocy, odwodnionego, miał wszędzie skurcze. Na szczęście tym razem wszystko się dobrze skończyło. W tym roku też ktoś zgubił się na Bangor Trailu. Też cudzoziemiec.
Najlepiej przeczytać relację kogoś, kto już tam był. Niezwykle trudno jest przecież przewidzieć trudności i zagrożenia, o których nie ma się pojęcia.

Jeszcze jeden widok z Devilsmother. Widać tu, co potrafi irlandzka pogoda...
Podsumowując:
Najpoważniejsze zagrożenia  w Irlandii to:
1. Wiatr.
Jak temu zaradzić? Jeśli wieje z naprawdę dużą prędkością, zostańcie w dolinach, trudno. Na to nie ma rady. Jeżeli wieje mocno, ale w granicach rozsądku, przywiążcie do siebie mapę, i nie idźcie nigdzie blisko przepaści, albo w miejsca, gdzie nie dałoby się kontrować wiatru pracą ciała. Jeśli podana prędkość jest dla miejscowości na dole, doliczcie co najmniej pięć metrów na sekundę dla szczytu. I nie wahajcie się zawrócić, jeśli wieje za bardzo!
2. Mgła.
Czasami naprawdę nic nie widać. Jak temu zaradzić? Nauczyć się chodzić na azymut i mierzyć dystans za pomocą własnych kroków. To naprawdę działa :)
3. Hipotermia.
Może i deszcz sam w sobie nie stanowi zagrożenia, ale osoba przemoczona szybciej się wychładza. Pełna wodoodporna odzież jest oczywiście niezbędna, niemniej tak naprawdę nie ma kompletnie wodoodpornej odzieży, tylko niedostateczna ilość deszczu ;) Pomoże nieprzemakalna torba z kompletem odzieży na zmianę, można ją nawet zostawić w bagażniku. A na zimno dodatkowe warstwy termicznej odzieży, najlepiej merino, która trzyma ciepło nawet, jeśli jest mokra.
4. Bagno.
Zgadnijcie, kto wpadł w bagno do pasa? Tak, ja. Uczcie się więc na moich błędach i bierzcie kijek trekkingowy na wycieczki. Nie, żeby się podpierać, ale żeby bóść bagno w celu sprawdzenia jego głębokości.
5. Mylenie wysokości względnej z wysokością nad poziomem morza. 
Najlepiej policzyć poziomice i sprawdzić samemu, ile metrów w pionie trzeba przejść, a potem porównać to z jakąś trasą, którą już się zrobiło. W ten sposób otrzymujecie nie tylko suche liczby, ale i wiecie, co to tak naprawdę znaczy dla waszej kondycji i doświadczenia.

Majestat gór Mourne, sięgających wysokością trochę powyżej 800 metrów...
Niewykluczone, że jeszcze tu coś kiedyś dopiszę. Ale na pewno będzie jeszcze jeden artykuł, o tym, dlaczego chodzenie po górach w Irlandii jest naprawdę fajne :) Na razie, mam nadzieję, widzicie to na zdjęciach...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz