czwartek, 27 kwietnia 2017

Andaluzja na trzy, część 1. Malaga - fotoopowieść

Panorama Malagi z Castillo de Gibralfaro
Jakoś najbardziej lubię pierwsze wyprawy w roku. Zawsze gdzieś jadę, dosłownie na parę dni, i zawsze najlepiej się to udaje. W tym roku pojechałam ze znajomymi do Andaluzji, a naszym głównym celem było Caminito del Rey. Byliśmy tam więc trzy dni - dzień przylotu, dzień przeznaczony na Caminito i dzień wylotu. Niby nic...

Dolecieliśmy do Malagi i tam też się zatrzymaliśmy. Ja w Maladze byłam już wcześniej - ostatnio w listopadzie, w potwornym deszczu, udało mi się zwiedzić Alkazabę i Castillo Gibralfaro. Ta wycieczka była drugą szansą daną temu miastu, szansą, którą, bezdyskusyjnie, było warto mu dać.


Typowa uliczka Malagi
Okazało się, że Malaga to bardzo piękne miasto. Co się zmieniło? Po pierwsze, tym razem udało nam się zamieszkać na starówce i było to świetne doświadczenie. Wszędzie było blisko. Gdzieś w tym zawikłanym labiryncie ulic mieliśmy swoje miejsce. Po drugie, świeciło słońce. Ulewa, jakiej ostatnio doświadczyłam w Maladze, pozwoliła mi głównie na omijanie kałuż. Tym razem nareszcie miałam pogodę. Po trzecie, zwiedzanie miasta, które się już raz widziało, daje pewien luz, nie ma już punktów, które koniecznie trzeba wykonać, można się nigdzie nie spieszyć i jeść sobie sałatkę na tarasie, podziwiając widoki. Po czwarte, Malaga kwitła. Dosłownie, wszędzie były kwiaty i często najpierw dało się je wyczuć, a dopiero potem zobaczyć. Dominował oczywiście kwiat wszechobecnych w Maladze pomarańczy, ale były też inne, a całe miasto było jak jeden wielki bukiet i to chyba mi się tym razem najbardziej podobało. Bo czy jest coś lepszego w podróży, niż obce, egzotyczne zapachy?

Poniżej mała fotoopowieść o tym mieście, bo zdjęcia wyrażą więcej, niż tysiąc słów.


Arabska Alkazaba, a pod nią ruiny rzymskiego teatru
Alkazaba, pięknie zdobione detale
Alkazaba, patio
Alkazaba, więcej pięknie zdobionych detali
I jeszcze więcej...
A tu już, z murów Alkazaby, widać położony na wzgórzu zamek Gibralfaro. Są to naczynia połączone długim murem obronnym, niestetu, dla turystów niedostępnym, i żeby dostać się na Castillo de Gibralfaro, trzeba opuścić Alkazabę.
Z zamku Gibralfaro rozpościera się wiele niesamowitych widoków.
Dosłownie z każdej strony widać coś ciekawego.
Sam zamek to właściwie skorupa murów obronnych, po których można łazić w nieskończoność.
Zejście z zamku do miasta też nie należy do brzydkich, zwłaszcza w marcu, kiedy wszystko tam kwitnie.
Oprócz zamku i Alkazaby można zobaczyć jeszcze między innymi katedrę. Po zwiedzeniu tego pięknego i dość subtelnego zabytku, jakim jest Alkazaba, katedra wydała mi się jednak przeładowana i przesadzona.
Była jednak w gruncie rzeczy efektowna. Co kto lubi, kwestia gustu...
Obok mieścił się ładny palacio Episcopal.
Ale Malaga to nie tylko starocie - to przede wszystkim nowoczesne, tętniące życiem miasto. Ma więc i nową architekturę, na przykład Centrum Pompidou, z którego wystaje taki kubik z kolorowego szkła.
Ciekawie współgra to z resztą zabudowy i ładnie wygląda i nocą, i dniem.

W klimatycznym centrum jest jednak dość historycznie. Na zdjęciu kościół męczenników, świętych Ciriaco i Pauli, patronów Malagi.
Po Maladze można się włóczyć w nieskończoność podziwiając piękne ozdobne okna kamienic i ładne balkony...

Rzeczy, które zrobiłam w Maladze, i nie żałuję:
1. Zwiedziłam Alkazabę, w sumie dwa razy. Za pierwszym razem, ze względu na deszcz, dało się podziwiać niezwykle zmyślny system, w jaki ułożone były kamienie na chodnikach, co świetnie odprowadzało wodę, wyszłam więc stamtąd suchą stopą, czego nie dało się już powiedzieć o reszcie miasta, nawet tej współczesnej. Jednak arabskiej technologii sprzed tysiąca lat w tej kwestii nie dogoniliśmy. I może nawet lepiej, że padało, bo inaczej w życiu nie zwróciłabym uwagi na taki szczegół...

Widok na port przy złej pogodzie
2. Zwiedziłam Castillo de Gibralfaro dwa razy i też nie żałuję. Za każdym razem było inaczej. Niby słońce słońcem, ale dzięki deszczowi udało mi się sfotografować piękną panoramę Malagi z katedrą. Później było to niemożliwe, słońce za bardzo świeciło...

Widok na miasto przy złej pogodzie :)
3. Pokoje wynajmowałam przez Airbnb. Za pierwszym razem trafiłam do miłej młodej pary w okolicach stadionu i bardzo mi się tam podobało, ale dopiero w tym roku trafiło mi się prawdziwe odkrycie - spaliśmy w dziewiętnastowiecznym domu, a z pokoju mieliśmy wspaniałe widoki, i wszędzie było blisko.

Widoki z pokoju, który wynajęliśmy
4. Poszłam do hammamu, czyli prawdziwej arabskiej łaźni. Jeśli poszukujecie prawdziwie egzotycznego klimatu, też to zróbcie. Z biletem do zamku możecie wejść 5 euro taniej :) Jedno ostrzeżenie - to naprawdę uzależnia... będziecie chcieli pójść jeszcze raz :)
Rzecz, której nie zrobiłam w Maladze i nie żałuję:
Nie kupiłam tego paskudnego magnesu z Picassem i teraz bardzo się cieszę, że go nie mam ;-P


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz