niedziela, 5 marca 2017

Zamek miesiąca - Siedlęcin

Widok wieży...
Ostatnio przeżywam falę tęsknoty za Polską, przypominając sobie najbardziej sielskie czasy moich polskich wakacji. Dzień, w którym zwiedzałam Wieżę Książęcą w Siedlęcinie, zapamiętam na zawsze właśnie jako idealnie piękny, słoneczny moment mojego życia.

...i widok z wieży.
Przyjechaliśmy tam pociągiem, który zatrzymał się praktycznie pośrodku niczego. Wysiedliśmy i drogą pomiędzy polami powoli szliśmy sobie do wsi. Siedlęcin jest mały, wszystko jest tam proste, więc znaleźliśmy wieżę od razu.


Przez tę klimatyczną bramę wiedzie wejście do zamku.
Wieża jest zupełnie niezwykła. Z czasów Średniowiecza w jej wnętrzu zachowały się malowidła. To jeszcze brzmi całkiem zwyczajnie, prawda? Nie raz można zobaczyć przecież wymalowanych średniowiecznych świętych. Wyjątkowe jest to, że siedlęcińskie malowidła wcale święte nie są - nie dość, że przedstawiają temat zupełnie świecki, to w dodatku jeszcze jest to historia sir Lancelota - rycerza okrągłego stołu, który wsławił się miłością (odwzajemnioną!) do królowej Ginewry, małżonki króla Artura. Malowanie takich rzeczy na ścianach w Średniowieczu uchodziło za rzecz, delikatnie mówiąc, frywolną. Na tyle frywolną, że malowidła nawiązujące do legend arturiańskich są niezwykle rzadkie - na tyle rzadkie, że w Europie zachowało się ich niewiele ponad dziesięć :)


Słynne wielce nieprzyzwoite freski :)
Nic, tylko usiaść i delektować się widokiem :)
Malowidła na drugim piętrze wieży.
Strasznie nam się tam podobało. Wieża ma prawdziwie średniowieczny klimat, być może dzięki najstarszym w Polsce drewnianym stropom, które pochodzą aż z pierwszej połowy czternastego wieku. Poza tym, jak to zwykle z wieżami bywa, można z niej zobaczyć widok - w tym wypadku rozciąga się on na dwa piękne kościoły - jeden gotycki, drugi osiemnastowieczny, poewangelicki. Klimatu tego wszystkiego dopełniały wykopaliska archeologiczne nieopodal, na których, rzecz jasna, pracował też kot :)


Kot-archeolog bada swoim sokolim wzrokiem dno wykopu.
Zawsze na koniec wakacji wybieramy sobie zwycięskie miejsce, które było numerem jeden całej wyprawy. W tamtym roku wieża zajęła pierwsze miejsce, ex aequo z romańskim kościołem w Świerzawie, który był naprawdę super. A konkurencja była naprawdę ostra - zwiedziliśmy wtedy też między innymi Wleń, Jelenią Górę i zamek Grodziec.

Podsumowując:
Pociąg, którym się wtedy tam dostaliśmy, chyba już nie jeździ - wyszukiwarka PKP nie znalazła mi żadnego połączenia  na tej trasie, a na mapach Google nitka linii kolejowej ginie w lesie. Smutne to, bo to była bardzo ładna trasa kolejowa. Mam więc nadzieję, że to tylko czasowa dysfunkcja przeglądarki i błąd map... Transport na Dolnym Śląsku zawsze był problematyczny, i strach pomyśleć, że mogłoby być jeszcze gorzej. Do Siedlęcina da się wprawdzie dojechać z Jeleniej Góry autobusem, ale gorzej z innymi, nie mniej pięknymi miejscami.
Godziny otwarcia: codziennie, od maja do października od 9 do 18, w pozostałe miesiące od 10 do 16,  bilety kosztują 7 złotych dla osoby dorosłej, a 5 dla uczniów i studentów.
Warto też odwiedzić oficjalną stronę wieży.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz