wtorek, 7 listopada 2017

Rzut oka na Vernazzę i słów kilka o Sentiero Azzurro


W tym roku znowu zajrzałam do Vernazzy. Tym razem też wydała mi się zaczarowana. To był jedyny dzień wakacji, kiedy padało. Nie szkodzi, Vernazzo, tobie mogę wybaczyć :)


O Vernazzy i reszcie Cinque Terre pisałam już wcześniej, dlatego nie będę się powtarzać, tylko opowiem o tym, jak 'liznęłam' Sentiero Azzurro i dlaczego właśnie tak.


Sentiero Azzurro to wytyczona klifami ścieżka, która łączy wszystkie pięć miasteczek. Tak przynajmniej jest w teorii, praktyka jest jednak o wiele bardziej skomplikowana. Mianowicie, część odcinków Sentiero Azzurro jest zamknięta, i to na lata. Klify regularnie się osuwają, a sama droga wymaga ciągłych napraw. Na chwilę obecną można dojść z Corniglii do Monterosso, a to i też nie zawsze. 


Kiedy przyjechaliśmy do Corniglii z zamiarem pójścia pieszo do Vernazzy, trochę kropiło, i pani siedząca w niszy skalnej (takie tam ciekawe stanowisko informacji turystycznej, w sumie czemu nie) powiedziała nam, że ścieżka jest zamknięta ze względu na deszcz. Trochę nas to zniechęciło, zwłaszcza, że jak mimo wszystko na nią weszliśmy, przez pięć minut padało naprawdę i pogoda ogólnie nie rokowała zbyt dobrze. Zrezygnowaliśmy, bo chociaż zazwyczaj deszcz w niczym mi nie przeszkadza, to nie po to jedzie się z Irlandii do Włoch, żeby moknąć :)


Pojechaliśmy do Vernazzy z postanowieniem, że podejdziemy taki kawałek Sentiero Azzurro, jak daleko będzie to możliwe. Okazało się jednak, że to zamknięcie ma charakter mocno symboliczny, stanowi je mianowicie opuszczony szlaban, i fakt, że pan w budce nie sprzedaje biletów. Ludzie zaś omijali to wszystko w najlepsze, i po prostu sobie szli. Cały ten szał z zamknięciem był po prostu dupokrytką na wypadek jakiegoś wypadku. 


Szlak jest naprawdę bardzo ładny, a oprócz czarownych widoków na Vernazzę i morze zaobserwowaliśmy jeszcze inne ciekawostki, na przykład taczkę na gąsienicach i furtkę pomalowaną resztkami farb w każdym możliwym kolorze.


Z powrotem do Corniglii nie doszliśmy, bo jednak nieco nas rozczarowała, a w końcu to w Vernazzy chcieliśmy spędzić więcej czasu.


Vernazza stanęła na wysokości zadania, chociaż wieża zamkowa była tym razem przepotwornie zatłoczona. 





Padało, więc było jeszcze więcej parasolek, niż zwykle :)





A potem wpadliśmy na pomysł "liźnięcia" Sentiero Azzurro z drugiej strony, i zobaczyliśmy miasteczko pod nowym kątem.


Rodzi się więc pytanie: czy gdybym przeszła dostępny odcinek Sentiero Azzurro, to czy by mi się podobało? Z jednej strony, na pewno tak, z drugiej jednak jest to ścieżka uczęszczana, żeby nie powiedzieć zatłoczona - nawet w dość ponury, wrześniowy dzień, mimo informacji o jej rzekomym zamknięciu, było tam pełno ludzi. 



Dla kogoś, kto nie miał akurat jeszcze styczności z trasą trekkingową wytyczoną klifami, nad samym morzem, na pewno jest to obowiązkowy punkt wycieczki, który skończy się absolutnym zachwytem. 



Pytanie, czy to zdanie podzielą ci, którzy już do tego przywykli. Pewnie tak, ale raczej poza sezonem.



2 komentarze:

  1. Dzien doberek! Fajny wpis. Podibaja mi sie zdjecia, zwlaszcza kolorowa furtka i taczka na gasienicach. Kiedy ty masz czas na podroze? Ja wciaz zazdroszcze tym co podrozuja. Sama nie moge znalezc czasu i finansow na to. Kwestia ustalenia priorytetow, mowia ludzie madrzy.
    Pozdrawiam. Bozena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, Bożena! Dzięki za komentarz :) Kiedy mam czas na podróże? Zawsze, chociaż czasem naprawdę ciężko się spiąć i w jedyny dzień wolnego w tygodniu wstać o tej 6 rano, żeby gdzieś pojechać. Z doświadczenia wiem, że najlepszym sposobem jest ładnie mieszkać, wtedy tylko wychodzisz z domu i już gdzieś jesteś :)

      Usuń