niedziela, 17 lutego 2019

Dzień Kota - Sentier Cathare

Kotki z Roquefixade
Jakoś tak się złożyło, (właściwie, powinnam powiedzieć: udało), że coraz mniej czasu spędzam w miastach, a coraz więcej w górach. Jedynym minusem tej sytuacji jest to, że widuję, niestety, mniej kotów. W zeszłym roku właściwie wszystkie, jakie widziałam były francuskie - spotkane na Sentier Cathare.


Iluminacja zamku we Foix. Czekałam na następny wieczór w nadziei, że zmienią kolor, ale było ciągle różowo.
Upamiętniająca Katarów ścieżka Sentier Cathare biegnie podnóżem Pirenejów od miasteczka Foix aż do morza. Jej główną atrakcją są zamki, położone na szczytach wzgórz twierdze, z których najsłynniejszą jest twierdza Montsegur. Ci, którzy są zainteresowani niewesołą historią Katarów, mogą trochę poczytać tutaj, a tym, którzy się wciągną, polecam ciekawe książki Kate Mosse, zwłaszcza "Labirynt", który doczekał się też ekranizacji. A ja tymczasem skupię się na tym, co mnie naprawdę interesuje, to znaczy na łażeniu. No i na kotach :)

Zamczysko Montsegur, 1200m npm. Wstęp płatny, ale niedużo :)
O Sentier Cathare marzyłam od dawna. Właściwie to najpierw chciałam zwiedzać po prostu zamki, istnienie szlaku odkryłam później. Planowałam to latami, i w końcu się udało: przeszłam "aż" dwa odcinki :) Zwykle z takimi rzeczami, na które się długo czeka, wiecznie o nich czyta i ogląda na obrazkach jest tak, że na żywo rozczarowują. Niemniej, Szlak Katarów nie tyle spełnił moje oczekiwania, co je przerósł, i na pewno wrócę, żeby przejść może nie cały, ale jeszcze inne odcinki.

Zamek we Foix z punktu widokowego St. Saveur

Zamek we Foix

Zamkowy kotek

Widok z zamku

Szlak teoretycznie zaczyna się we Foix. Teoretycznie, ponieważ jakiś rolnik wycofał właśnie zezwolenie na obecność turystów na swojej ziemi i teraz trzeba podjechać kilka kilometrów autobusem do Montgaillard. Informacje o tym wiszą wszędzie i nie sposób je przegapić. Są wyczerpujące i jasne, jedynym ich minusem jest to, że są jedynie po francusku. We Foix napotykamy na pierwszy zamek związany z Katarami. Jest imponujący i, w przeciwieństwie do reszty, odbudowany. We Foix można też wybrać się na spacer na wzgórze Saint Saveur, z którego rozciąga się piękny widok na zamek i miasto.


Panorama Foix z punktu widokowego St Saveur
Kolejnym zamkiem, jaki można napotkać na Szlaku Katarów, jest Roquefixade. Na zdjęciach wydawał mi się mało interesujący i miałam zamiar go ominąć, na szczęście, jakoś tak się złożyło, że z autobusem bardziej pasowało mi jednak tam pójść. I nie pożałowałam, bo Roquefixade to niesamowicie klimatyczna ruina położona na wysokiej skale, pod którą rozpościera się malownicze, chociaż trochę zaniedbane miasteczko. Jest w nim schronisko dla turystów, w którym nie było nikogo, oprócz... kota. Oprowadził mnie po całym przybytku, nie udało mi się jednak zrobić mu zdjęcia, bo atakował aparat :) Tego dnia pogoda była fatalna, sypał śnieg, więc po drodze nie napotkałam żadnego innego śmiałka. Za to na szczycie, pod zamkiem, zjadłam pyszną bagietkę ze śniegiem, bo akurat padał gęsto i nie było się przed nim gdzie schować.

Majestatyczne ruiny Roquefixade. Ze względu na prowadzone prace, nie dało się wejść do środka.

Kot z Roquefixade

Gdzieś na szlaku, ech, i ta pogoda! 
Drugiego dnia poszłam do Montsegur. Po drodze była nawet cywilizacja: miasteczko Montferrier z paroma sklepikami, całkiem ładne. Do wioski Montsegur niestety nie zeszłam, bo musiałam łapać autobus, ale zamek zwiedziłam. Było dość tłoczno, bo w końcu to najsłynniejszy zamek, a pogoda tego dnia dla odmiany dopisała.

Montsegur

W drodze do Montsegur. Znajdź kota :)

Widok z zamku

Wioska Montsegur widziana z zamku
Podsumowując:
Plusy: Świetne oznakowanie. Naprawdę wiadomo, gdzie iść, przynajmniej na tym odcinku. Schronisko wyglądało naprawdę fajnie i czysto, nic, tylko spać :)

Ten X znaczy, żeby tam nie iść! 
Minusy: Polowania. Odbywają się tam regularnie, i po tym doświadczeniu obiecałam sobie, że już nigdy nie kupię sobie w góry niczego czarnego, ani w kolorach ziemi... Zawsze mi się wydawało, że mam dość kolorowych ubrań w góry, i że mogę od czasu do czasu kupić coś ciemnego, ale jakoś tak wylądowałam w tym lesie ubrana od stóp do głów na czarno... Na szczęście, miałam ze sobą wielki, pomarańczowy wór - survival bag, który zawsze ze sobą noszę. Zawiązałam go na plecaku, i łopotał na wietrze, jak wielkie skrzydła, w dodatku wydając plastikowy, przemysłowy dźwięk :) Gust gustem, ale upodobania należy odłożyć na bok, ważniejsze jest bezpieczeństwo. Po powrocie do domu mój odblaskowy polar szybko wrócił do łask.

Widok z Montsegur
Długość szlaku: 250 km

Ilość etapów: około 12, ale prowadzą przez wioski, więc można sobie je podzielić, jak się komu żywnie podoba. W niektórych okolicach, na przykład Montsegur (powyżej), można odbić od szlaku i wejść sobie na całkiem niezłe szczyty :)

Mapa: IGN Rando

Jest też strona, można z niej pobrać pseudo mapki poszczególnych etapów, ale kiedyś to zrobiłam, i skleiłam je ze sobą, okazało się wtedy, że są dwie różne północe do wyboru, i odechciało mi się z nich korzystać...

Transport publiczny to we Francji wielkie wyzwanie. Korzystając z kolei człowiek przenosi się w czasy głębokiej komuny, bywa, że z jakością obsługi włącznie, i nie wiadomo, czy to francuska kolej, czy może czeski film, bo nikt nic nie wie. Nie jest tam znana idea zastępczej komunikacji autobusowej, toteż nie zdziwcie się, że w przypadku awarii/powodzi/kradzieży trakcji usłyszycie: "proszę sobie zamówić Blablacar", serio. Czasem są autobusy, tylko ich znalezienie wymaga wiedzy, umiejętności i uporu. Do Nalzen, skąd zaczynałam swoje wycieczki, jedzie busik 110, bilet kosztuje 1 Euro. Rozkład tu. Sprawdzajcie wszystko sami i nie ufajcie nikomu, bo w informacji turystycznej we Foix dostałam rozkład autobusu, który jechał GDZIE INDZIEJ, a jak zwróciłam na to uwagę pracującej tam osobie, to powiedziała tylko: "no tak", jakby to nie robiło żadnej różnicy. Potem poprosiłam o informację dotyczącą pociągów, dostałam ten TYMCZASOWO ZAWIESZONY, zwróciłam uwagę, usłyszałam, że mam iść na stację, co, o dziwo, zadziałało, bo w międzyczasie zmienili się pracownicy, nowa kasjerka miała głowę na karku i wiedziała, dla odmiany, wszystko. 

Nocleg: Korzystałam z Airbnb, jak zawsze, i znów trafiłam na gospodarzy tysiąclecia, fantastyczną rodzinę z Armenii. Pewnego dnia trochę kaszlałam, po dwóch godzinach pojawił się gospodarz, i wręczył mi paczkę paracetamolu, i nie był to jedyny objaw ich gościnności :) Link tu. No i można się z nimi dogadać po francusku, angielsku i rosyjsku :)

A na koniec jeszcze jedno związane z Katarami zamczysko, choć nie leżące na szlaku: Carcassonne. No i, oczywiście, tamtejszy kot :)

Twierdza Carcassonne

Carcassonne, wejście do zamku

Uliczka Cité

No i kotek :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz