środa, 14 czerwca 2017

Limoges - wady i zalety


O Limoges zahaczyliśmy, jadąc pociągiem, bo i tak musieliśmy mieć gdzieś przesiadkę i po sprawdzeniu połączeń okazało się, że zmiana pociągów w tym mieście najlepiej rozkłada się w czasie. Poza tym, widziałam parę zdjęć dzielnicy La Boucherie i doszłam do wniosku, że takiego klimatu właśnie szukam. A co naprawdę tam znaleźliśmy?



Limoges okazało się dość dużym miastem, w którym planowanie przestrzenne szwankuje. Okolica nie zabytkowa okazała się dość bałaganiarska, a ta objęta ochroną zabytkową - no cóż... kończyła się tam, gdzie się kończyła, i pięć metrów za nią można było postawić dowolne paskudztwo, z czego zazwyczaj korzystano - na przykład zaraz za kaplicą św. Aureliana w La Boucherie wybudowano okropny wieżowiec, który doszczętnie niszczy charakter zabytkowego placu, na którym stoi ta kaplica. Był to widok tak brzydki, że w obawie o zdrowie mojego aparatu nie zrobiłam nawet zdjęcia ;)



A jest to wielka szkoda, bo dzielnica La Boucherie, oraz dzielnica Ci, w której stoi katedra, to bardzo piękne miejsca złożone głównie z szachulcowych domów tak krzywych, jakby narysowało je dziecko, gdzie można odczuć prawdziwie pradawny klimat (o ile tylko akurat nie widać wieżowca). Miałam wtedy szczęście czytać powieść Mariusza Wollnego "Kacper Ryx", osadzoną w realiach renesansowego Krakowa, i kiedy zatopiłam się w naprawdę wąską uliczkę, miałam wrażenie, że przeniosłam się w czasie. 



Oprócz zabudowań tej dzielnicy oraz Cité, miasto ma całkiem ładną gotycką katedrę, w której mieszkają wróble, i której główna fasada wygląda, jak jakieś zabytkowe narzędzie do ubijania masła, za to boczne są klasycznie gotyckie i bardzo ładne. Za katedrą rozpościerają się piękne ogrody, po których można by spacerować w nieskończoność, podziwiając panoramę okolicy. Napisałam "można by", bo nie można. A nie można, bo...




Bo właściwie w całej wycieczce do Limoges najbardziej rozchodzi się o to, czego nie znaleźliśmy, choć usilnie próbowaliśmy. Chodzi mianowicie o przechowalnię bagażu, której w tym mieście nie było. Ta dworcowa została zlikwidowana po atakach terrorystycznych na Gare de Lyon, gdzie właśnie tam schowano ładunek wybuchowy. Nie dało się się zostawić bagaży nigdzie indziej, nawet w informacji miejskiej, bo przechowywanie bagaży jest w Limoges... zabronione. I chociaż pan z informacji widział, w jakiej jesteśmy desperacji, i dzwonił nawet do swojego szefostwa z pytaniem, czy może zrobić dla nas wyjątek, skończyło się jednak tak, że chodziliśmy po Limoges z potwornie ciężkimi plecakami. Było to absurdalne, bo koniec końców terroryści zmienili już modus operandi kilkanaście razy, a poza tym przechowalnię można by przenieść w takie miejsce, którego nie opłaciłoby się wysadzać, nie mniej jednak widać, że miastu na turystyce nie zależy i ma to gdzieś. Znacznie milej zwiedzałoby się Limoges, gdybyśmy przyjechali tam samochodem, tyle że... gdybyśmy jechali samochodem, to nigdy w życiu nie nadłożylibyśmy tyle drogi, żeby zobaczyć leżące po środku niczego miasto, tylko zatrzymalibyśmy się w jakimś innym, równie ładnym, po drodze. Jedyne, co nas tam zawiodło, to zawikłana logika połączeń kolejowych. A wiadomo, jak ktoś jedzie koleją, to ma bagaż... I tu koło się zamyka. Skutek jest taki, że do Limoges przyjeżdża się tylko raz, ogląda minimalne minimum, i wyjeżdża, z ulgą kładąc plecak na półkę w pociągu.



A szkoda, bo jest tam naprawdę ślicznie, i są miejsca, w których nawet pachnie średniowieczem - właściwie, to pachnie tam tak jakby kotami (tak jakby, bo nie widziałam tam ani jednego kota) tyle, że ten zapach, połączony z zapachem drewna, wydaje się jakiś taki szlachetny i pradawny.


I można by się godzinami włóczyć tymi uliczkami i nawet chodzić w kółko, żeby się nasycić tym klimatem, tyle, że to ciągle tylko "można BY"... Kiedy teraz oglądam moje zdjęcia z Limoges, wydaje mi się, że było tam naprawdę pięknie, ale potem sobie przypominam ciężar plecaka w upale, ból pleców i ramion, i dochodzę do wniosku, że z Limoges, jak z rodziną - najlepiej wychodzi się na zdjęciu. 


No to jak to jest - warto jechać do Limoges, czy nie? Otóż, jeśli macie to miasto gdzieś po drodze i nie macie ze sobą siat, to jedźcie, czemu nie. Jest w gruncie rzeczy dość ładne i przyjemnie spędzicie czas. Pytanie, czy Limoges jest, na skalę Francji oczywiście, naprawdę takie super? Wydaje mi się, że nie. Zawsze znajdzie się coś bardziej dogodnie położonego i lepiej zorganizowanego turystycznie. I tylko potencjału tego miasta jednak trochę szkoda...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz