piątek, 13 stycznia 2017

Sewilla

Widok katedry i La Giraldy z Torre del Oro
Sewilla nie bez powodu jest jednym z najsłynniejszych miast Hiszpanii. Jest tu wszystko - stary arabski Alkazar wyleguje się w cieniu wielgachnej gotyckiej katedry, w kawiarni w jego ogrodach między stolikami przechadzają się pawie, nad wszystkim góruje La Giralda, na którą nie ma ani schodów ani windy, a mimo wszystko da się wejść. Brzmi staro? Niekoniecznie, jest przecież Metropol Parasol, najnowszy 'wybryk' Sewillli. Nie trzeba nawet oglądać słynnego tutaj flamenco, żeby przekonać się o jednym - Sewilla to miasto z przytupem.


Alkazar w Sewilli
Na zwiedzanie Sewilli przeznaczyliśmy tylko półtora dnia, więc postanowiliśmy zobaczyć tylko kilka najważniejszych zabytków. Zaczęliśmy od Alkazaru, który akurat był otwarty od rana. Spędziliśmy w nim ponad dwie godziny, podziwiając kunsztowne arabskie dekoracje tej budowli i wspaniałe, rozległe ogrody. Ta budowla ma swoje początki w XI wieku, potem była rozbudowywana, więc oprócz arabskich elementów można też podziwiać nie mniej ciekawe dekoracje ceramiczne.

W ogrodach Alkazaru
Do Alkazaru wchodzi się przez Bramę Lwa - lwa, który wygląda, jakby właśnie zjadł coś ostrego...

Alkazar w Sewilli, detal

Alkazar w Sewilli, detal

W ogrodach Alkazaru
Był to pierwszy (nie licząc niewielkiego i wiekowego meczetu w Toledo) przykład arabskiej architektury, który widziałam na żywo, i od razu mnie zachwycił. Nieskończona ilość komnat, patiów, ogrodów, i budowli w tych ogrodach zapewniły nam atrakcje na bardzo długi czas, Był też element humorystyczny - pawie, które przechadzały się po kawiarni, próbując wysępić co lepsze kąski od jedzących tam ludzi...

Niby paw, ale trochę i sęp :)
Po wizycie w Alkazarze skierowaliśmy się do katedry, która wznosi się obok. Wybudowana na miejscu dawnego meczetu, jest podobno największą gotycką świątynią na świecie i mam wrażenie, że w tym przypadku największe oznacza też najlepsze. Zrobiła na mnie o wiele większe wrażenie niż inne gotyckie budowle, jakie zwiedzałam. 

Sklepienia katedry
I nie chodzi nawet o to, czy sklepienia są bardziej bogato zdobione, czy o to, że witraże są ładniejsze i dają piękne efekty kolorystyczne przy kolorze kamienia, z którego kościół jest zbudowany. Mimo swojego ogromu, katedra daje wrażenie pewnej intymności, zupełnie inaczej gra w jej wnętrzu tak przecież ważne w gotyku światło.

Światło w katedrze

La Giralda
Jest też Giralda - wieża będąca kiedyś minaretem, która teraz pełni funkcję dzwonnicy. Jest to jedna z najwygodniejszych wież, a które wchodziłam - nie ma schodów! Zamiast nich jest szeroka i niezbyt stroma pochylnia, na którą można było wjechać konno, a teraz można się wygodnie i łagodnie wspiąć, zużywając, jak na taką wysokość, bardzo mało energii. Zaoszczędzoną energię można spożytkować na podziwianie widoków i policzenie wszystkich basenów, które Sewilczycy posiadają na dachach :)


Widok z La Giraldy
Widok w stronę Alkazaru

Torre del Oro
Na Giraldzie temat wież się wcale nie kończy - jest jeszcze przecież inny symbol Sewilli - Torre del Oro, czyli Złota Wieża. Ta dwunastoboczna budowla jest sama w sobie bardzo ładna, można też na nią wejść i podziwiać widoki. Ta wieża ma tę przewagę nad Giraldą, że pięknie widać z niej Giraldę,  a także rzekę Guadalquivir, do której dostęp niegdyś kontrolowała. 


Widok z Torre del Oro
W cenie biletu na wieżę można zwiedzić znajdujące się w niej niewielkie Muzeum Morskie.


Zakochani pod Torre del Oro
Podczas naszej wizyty na Torre del Oro zrobiło się bardzo późno, więc potoczyliśmy się w stronę Metropol Parasol, podziwiając po drodze miasto i różne wydarzenia, które miały w nim miejsce.

Nieopodal rzeki
W parku

Koń przy pracy :)
Ktoś tańczył flamenco na jakimś placu, gdzieś indziej szaleli komicy, gdzieś jechał koń. Uliczni sprzedawcy kadzideł wypełniali ich zapachem ulice, ktoś niósł przezroczyste różowe balony. Szliśmy sobie powoli, nasiąkając atmosferą leniwego popołudnia w tym tętniącym życiem mieście, aż zobaczyliśmy egzotyczne kształty Metropol Parasol.
Metropol Parasol stoi sobie na jednym z miejskich placów, ale wygląda właściwie, jakby tam rósł, jak jakieś gigantyczne kwiaty, albo grzyby skrzyżowane ze statkiem kosmicznym. W podziemiach jest muzeum starożytności, na podwyższonym piętrze dzieciaki jeżdżą na rolkach, a u góry, na kielichach kwiatów, rozpościerają się ścieżki, z których można podziwiać miasto. Ktoś gdzieś napisał, że jest to taras widokowy, ale to niedopowiedzenie - to szereg zapętlających się chodników, z których można podziwiać panoramę miasta i samą budowlę.


Metropol Parasol, u góry
Mimo że kolejka do wjazdu na górę miała dobre dwadzieścia metrów, nie czekaliśmy wcale specjalnie długo. Dzięki temu, że nie wjechaliśmy od razu, zostaliśmy nagrodzeni możliwością podziwiania zachodu słońca, a potem, kiedy wyczekaliśmy na naszego darmowego drinka (jest w cenie biletu na górę), mogliśmy jeszcze podziwiać Sevillę po zmroku.


Metropol Parasol, widok na miasto
Metropol Parasol nie bez powodu przypomina statek kosmiczny - naprawdę da się na nim odlecieć. Było to szalone doświadczenie - nie mogłam się powstrzymać, żeby po tym nie biegać. Może i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że byliśmy już na nogach jakieś dziesięć godzin, i był to ostatni zabytek, który zwiedzaliśmy. A jednak, Metropol Parasol zdołał obudzić we mnie dziecko. Po to jest chyba stworzony, żeby przynosić radość.Współcześnie takie rzeczy spotyka się raczej rzadko, budynki, które teraz się stawia, są przeważnie utylitarne, muszą służyć jakiemuś celowi. Tę postawiono BO TAK. Metropol Parasol niesie więc dwie wiadomości - pierwsza nawołuje do zabawy, przyjemności i korzystania z wolnego czasu, druga jest jednak znacznie głębsza. Ona mówi - my ciągle tu jesteśmy - my, którzy w starożytności układaliśmy mozaiki, w czasach arabskich tworzyliśmy wyrafinowane dekoracje, żeby cieszyły ludzkie oko, a w średniowieczu stawialiśmy tę niedorzecznie wielką katedrę - i teraz, nawet na przekór ekonomicznym trendom i dając odpór krytykantom, potrafimy postawić równie wiekopomną budowlę. Zmieniły się czasy, zmieniły się technologie, zmieniła się estetyka, ale ciągle potrafimy bawić, zachwycać i zaskakiwać.


Metropol Parasol już po zmroku
Bardzo ciekawe muzeum z pozostałościami rzymskiego miasta, oraz trochę późniejszymi wykopaliskami, które mieści się w podziemiach Metropol Parasol, zostawiliśmy sobie na drugi dzień. 


Muzeum w podziemiach Metropol Parasol
Muzeum jest bardzo ładne i dobrze zorganizowane, wykopane artefakty są podparte multimediami, toteż oprócz tego, jak to wygląda teraz, można się też dowiedzieć, jak to wszystko wyglądało kiedyś, do czego służyło, itp. Niestety, tego dnia miało jeszcze jeden, bardziej przyziemny plus, mianowicie dach - ostatniego dnia lało, jak z cebra. Toteż powzięliśmy decyzję, że spędzimy nasze ostatnie godziny w tym mieście w Andaluzyjskim Centrum Sztuki Współczesnej, mieszczącym się w starym klasztorze Kartuzów, który w swojej długiej historii był jeszcze niegdyś fabryką ceramiki. Budowla jest bardzo ciekawa, ma elementy gotyku, renesansu, mudejar i baroku, co samo w sobie nie jest może niczym szczególnym, ale są jeszcze wystające zewsząd dziewiętnastowieczne kominy pieców ceramicznych, a to wszystko jest podane na surowo, wybielone, w otoczeniu sztuki współczesnej, wyjęte zarówno z religijnego, jak i z przemysłowego kontekstu, i to sprawia, że jednak zupełnie inaczej się na to patrzy. 

Klasztor Kartuzów, okno na świat :)
W klasztorze Kartuzów
Prezentowane tam projekty artystyczne są na naprawdę wysokim, światowym poziomie, a co za tym idzie, niekoniecznie zrozumiałe dla każdego, ale to miejsce może się podobać też osobom, które sztuki współczesnej wcale nie lubią - ma, na przykład, takie cudowne patio z wiszącymi kwiatami, między którymi można sobie spacerować. Minusem tego miejsca jest jednak fatalna kawiarnia z nie rozumiejącą angielskiego i krzyczącą na klientów obsługą, zimnym jedzeniem i surowym mięsem. Unikać.


Patio z wiszącymi roślinami
W tym miejscu skończył się nasz pobyt w Sewilli. Nie zobaczyliśmy wielu rzeczy, na przykład Placu Hiszpańskiego, ani całego Parku Marii Luisy, który na pewno jest bardzo ładny, i na który na pewno byśmy się pokusili, gdyby drugiego dnia była ładna pogoda. Niemniej, nie ma tego złego - będzie tam po co przyjechać drugi raz :)


Podsumowując:
Godziny otwarcia obiektów są nieobliczalne. Najlepszym pomysłem jest zdobycie tej magicznej kserówki z godzinami otwarcia wszystkich atrakcji, jakie rozdają chyba w każdym mieście Hiszpanii w informacji turystycznej. Ja próbowałam sprawdzić coś niecoś w Internecie, ale szybko się okazało, że nie wszystkie podane tam informacje sprawdzają się w rzeczywistości. Toteż, jeśli rzeczywiście Wam na czymś zależy, zacznijcie swoją wizytę w informacji turystycznej koło Alkazaru i poproście o tę czarodziejską kartkę, bo tylko ona zawiera wiedzę tajemną, której będziecie potrzebowali.
Jedzenie było raczej dobre i tanie wszędzie, z wyjątkiem wspomnianej już okropnej kawiarni w klasztorze Kartuzów. Najlepsze śniadanie jedliśmy w Taberna Alambique, zaraz obok była niezła churreria, byliśmy nawet gorącej czekoladzie w barze dworcowym na dworcu autobusowym, było ok, a barman śpiewał :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz