czwartek, 28 kwietnia 2016

Slieve Foye - mała wielka góra

TEN WPIS JEST DEDYKOWANY MOJEMU TACIE, Z OKAZJI JEGO URODZIN. 


Jeśli szukacie góry, która wyda się wam dzika i nieprzystępna, albo takiej, na której się totalnie oderwiecie od rzeczywistości, a w dodatku takiej, która leży nieopodal uroczego, średniowiecznego miasteczka, Slieve Foye jest dla was.


Na Slieve Foye, zwaną też Slieve Foy, najlepiej wejść z Carlingford. Szczyt ma 588 metrów i na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że to niewiele. Tyle tylko, że w praktyce okazuje się, że to nieprawda. Szybko zmieniające się warunki pogodowe, stromizna góry i fakt, że startujecie z poziomu morza, sprawia, że wejście jest całkiem męczące. W dodatku, jest tam jedna zmyłka - ta polana z owcami na zdjęciu powyżej. Tam już się Wam wydaje, że jesteście blisko. No ale nie jesteście - wręcz przeciwnie - na dobra sprawę, cała wspinaczka jest dopiero przed wami. Ale warto, bo widoki wynagrodzą wam wszystko.



No chyba, że akurat jest śnieżyca...



Przed wejściem sprawdziłam uważnie pogodę na mojej ulubionej stronie. Zapowiadano tam przelotny opad, więc byłam na to przygotowana, no, może z wyjątkiem tego, że będzie to opad biały... Pomyślałam, że może to i lepiej, w końcu tęskniłam za śniegiem, nie widziałam go od lat, a poza tym, od śniegu mniej się moknie. Śnieżyca trwała jakieś piętnaście minut, potem praktycznie od razu wyszło słońce. Było widać góry Mourne...



Na horyzoncie rysowało się nieśmiało coś, co mogło być Wyspą Man...




Można też było zauważyć zbliżającą się następną zamieć. Toteż cieszyłam się pobytem na szczycie w granicach rozsądku.



Szczyt jest dość szeroki i rozbity, więc trzeba go trochę pozwiedzać, żeby zobaczyć wszystkie widoki.



Mimo, że po Internecie krążą różne mapy, warto zejść tą samą drogą, zwłaszcza, jeśli śnieżyca wisi i grozi...


Wtedy można komfortowo podziwiać widoki w dół.


Statek na Carlingford Lough
Potem, zamiast skręcić w dół, do miasteczka, można pójść prosto na kolejne wzniesienie, Barnavave. Jest niewielkie i po tym, czego już dokonaliście, będzie to bułka z masłem, widać stamtąd wyspę Lambay i Howth, a przy dobrej pogodzie możecie zobaczyć nawet Sugarloafa! Na początku wycieczki gdzieś mi tam zamajaczył, niemniej potem nad Wicklow szalała "moja" nawałnica i pozostało mi podziwiać widoki w inne strony. Nie narzekałam :)



W końcu nadszedł czas, żeby skierować się w dół. Trzeba było przecież obejrzeć średniowieczne zamki, a w Carlingford są aż trzy!


Kierunek: Carlingford!
PODSUMOWUJĄC:
Kiedy przyjedziecie do Carlingford, wylądujecie zaraz obok Informacji Turystycznej. Tam jest taki pan, który wam wszystko wyjaśni, da mapkę, i tak dalej. Warto tam wstąpić, ale ja i tak dodam parę rzeczy od siebie:
PLANOWANIE: Myślę, że wspinaczka nie ma wiele sensu przy złej widoczności, sprawdźcie więc pogodę. Przede wszystkim jednak zwracajcie uwagę na wiatr! Na górze wieje mocniej, więc jeśli na dole wieje 10 m/s, to u góry będzie ponad 13, a to już jest niebezpieczne. Kiedy szłam, wiało tylko 6 m/s, a na górze i tak było wydmuchowisko...
TRASA: Idziecie prosto w kierunku góry, po lewej mijacie informację, po prawej jeden z zamków. Przed niebieskim sklepem skręcacie w lewo, a potem między pubami w prawo i wchodzicie na coś, jakby rynek. Idziecie prosto, mijacie rzeźnika po lewej, dalej prosto, w górę. Trafiacie na ścieżynę, która się trochę wije. Idziecie w miarę możliwości w górę, w końcu trafiacie na zielony szlak. Tym szlakiem ciągle idziecie w górę, aż do jego najwyższego punktu. Tam szlak skręca w lewo, a wy w prawo. (Kiedy idzie się z dołu, to jest dość oczywiste, ale za to trzeba uważać, żeby tego nie przegapić, kiedy będziecie schodzić). Potem idziecie za strzałkami (nie ma ich za wiele, niestety), droga się wije, aż dochodzicie do takiej jakby przełęczy między Slieve Foye (po prawej), a Barnavave (po lewej). Tam skręcacie w prawo i idziecie już prosto na szczyt. 
NIE CZUJECIE SIĘ NA SIŁACH?  Nie szkodzi. Są dwie opcje. Dłuższa - pójść od razu na Barnavave, trasą opisaną powyżej, z wyjątkiem ostatniego skrętu. Krótsza - iść tak, jak Slieve Foye Looped Walk, aż do lasu i z powrotem. W tym wypadku widoki powinny być satysfakcjonujące, a wysiłek minimalny. 
UBIÓR. DOBRE BUTY TO PODSTAWA. Może tam być śnieg, którego się nie spodziewacie, bo spadnie akurat, jak tam będziecie. Ja się nie spodziewałam, ale byłam przygotowana. Moje buty spisały się na medal, mam ochotę kupić im za to wejście jakiś prezent. Poza tym, jakaś kurtka albo peleryna od deszczu, oraz ciepła czapka, dodatkowy sweter. Spędzicie trochę czasu na szczycie, więc lepiej zrobić to w ciepełku i komforcie, niż trząść się od wiatru, który będzie wiał na wasze spocone (nie, nie unikniecie tego) ciało. Ja miałam polar, pod nim wełniany sweter, a na tym kurtkę. Najbardziej się jednak cieszyłam z tego, że wzięłam czapkę. Rękawiczki też się przydały. 
JEDZENIE I PICIE. WODA to podstawa, ale weźcie też kanapkę, banana albo czekoladę. Dużo. TA GÓRA WAS WYGŁODZI. Będziecie tego potrzebowali.
CARLINGFORD to temat na osobny wpis, który też niebawem się ukaże. Tam też znajdą się informacje dotyczące jedzenia i dojazdu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz